Jeden Podpis XXXVII

Chciałam podziękować Magdalenie za komentarz na FB, wszystkim, którzy komentowali pod ostatnim postem. Bardzo wam za to dziękuję i to bardzo dużo dla mnie znaczy.
Bardzo przepraszam Zuzannę że to nie CBK – on też będzie, bo tak jak JP czeka na dopisanie jednej sceny, tylko trochę dłuższej…

nie przedłużając: Dla was

PS Tekst tylko z korektą własną – wszelkie błędy są moje


– Mamo, wydaje mi się, że się przesłyszałam.

– Nie masz omamów, otrzymałam kilka dni temu propozycję i uznaliśmy z ojcem…

– Nie, nie chcesz dokończyć.

– Że pora przestać się łudzić, jesteś już dorosła, w twoim wieku nie wypada być panną.

– Draco obiecał mi…

– Malfoy stanowił świetną partię, ale nie zamierzamy czekać, aż łaskawie się rozwiedzie. Może się rozstaną a może nie.

– Obiecał mi! – zaczynała wpadać w panikę. Jeśli postanowili ją wydać za mąż, zanim Draco się rozwiedzie z tą szlamą, to na zawsze zaprzepaści to ich szansę na szczęście.

– I ożenił się z inną.

– Nie wyjdę za Marcusa! – powiedziała twardo i tupnęła nogą. Nie mogli jej zmusić, miała zostać kolejną lady Malfoy, nie zadowoli się byle czym. Draco jej to obiecał, kocha ją…

– Nie masz wiele do powiedzenia, masz być miła na dzisiejszym przyjęciu, a za miesiąc ogłosimy wasze zaręczyny.

Astoria obróciła się na pięcie i wybiegła z salonu do swojego pokoju. Czuła, jak pod powiekami zbierają jej się łzy. Wpadła do sypialni i rzuciła się z płaczem na łózko. Pozwoliła wypłynąć łzom, a zaciśniętymi pięściami biła z bezsilnej wściekłości poduszkę. Dopiero jak przeszedł ten największy napad złości i smutku, zaczęła jaśniej myśleć i wracał rozsądek. Musi coś zrobić, jeśli jej rodzice sądzą, ze tak bezwolnie się podda i wyjdzie za Marcusa, to są w grubym błędzie. Musi to tylko dobrze rozegrać. Na razie była pewna jednego – Ta cała sytuacja to wina tej szlamy… zniszczyła jej życie. Ale to nic, ma miesiąc… Draco był i będzie jej, to tylko pewna przeszkoda. Trzeba z nim porozmawiać i delikatnie go uświadomić, że ona nie będzie czekała wiecznie. Tak… to już jakiś plan. Astoria wstała z łóżka, na którym wyładowała swoją złość i zasiadła przed toaletką. Musi się przygotować na dzisiaj, by wyglądać najlepiej.

***

Przeglądnęła się w lustrze. Dłoń delikatnie musnęła delikatne zmarszczki w kąciku oka. Kiedy powstały? Sprawiały, że czuła się coraz bardziej… oddalona od niego. Nie powinna pozwalać sobie na takie rozważania, on powinien pozostać nieosiągalnym marzeniem – tym z gatunku zakazanych. Karą za uleganie tym zachciankom był najgorszy skandal i ostracyzm… a jednak – jednak te zmarszczki powstały, gdy ją rozbawiał, dawno tyle się nie uśmiechała tym dawnym, szczerym uśmiechem. To on sprawił, że odżyła… Dość. To już było, nie mogła ryzykować, że ktokolwiek więcej się dowie. Już i tak fakt, że wiedziała jej rodzina był upokarzający. Sięgnęła po kolię od Lucjusza i zapięła ją na szyi. Już miała odwrócić się i wyjść z pokoju, gdy wzrok zatrzymał się na delikatnej bransoletce – prezencie, jaki otrzymała od niego na święta. Początkowo była tym tak oburzona, że prawie odesłała podarunek. Ale finalnie nie potrafiła. Schowała go do kasetki z biżuterią, pośród prezentów dawanych z obowiązku – jedyna, która dana była z tego płochego, ulotnego uczucia…

Narcyza odchrząknęła, próbując odzyskać rezon i zatrzasnęła puzderko. Gdy była przy drzwiach, zmieniła zdanie i wróciła po bransoletkę.

Nikt się nie dowie i nikt nie będzie jej za to oceniał. Czując się tak, jakby robiła coś zakazanego, z delikatnym rumieńcem wyszła ze swojej sypialni i w hallu podała mężowi ramię.

***

Zapinając złotą kolię, żałowała, że nie może spędzić tego wieczoru z przyjaciółmi. Kolejny bankiet, na którym musiała być obecna… na szczęście po nowym roku miała nastąpić przerwa – kolejna duża okazja to niestety ministerialny bal w rocznicę bitwy o Hogwart. Pora przywyknąć. Zaklęciem zapięła elegancką suknię i zabrała przygotowany szal. Przynajmniej na tym przyjęciu będzie również Lucjusz – uśmiechnęła się, dostrzegając ironię tej sytuacji. Jeszcze niedawno nie chciałaby mieć z ojcem Dracona nic wspólnego, a obecnie jest z nim w pewien sposób zaprzyjaźniona… dość specyficzny sposób ale jednak.

Zeszła powoli po schodach i zaskoczona spojrzała na męża, który oferował jej ramię.

– Tak będzie prościej, teleportuję nas na miejsce – wyjaśnił. Tak, należało zachować pozory… udanego małżeństwa. Już nawet nie bolało, nadeszła ta ponura akceptacja tego stanu. Do pewnego stopnia przyzwyczaiła się do ich codziennego funkcjonowania. To było jak… jak podczas szukania horkruksów. Sama nigdy nie chciałaby znaleźć się w takiej sytuacji, ale gdy już się w niej znalazła, starała się jak najlepiej w niej odnaleźć i czerpać z niej to, co mogła. Póki nie znajdzie sposobu, by się rozwieść.

Gdy wylądowali, pozwoliła się poprowadzić na salę. Przywitała się z gospodarzami, przywołując na usta ten uprzejmy uśmiech. Mięśnie odruchowo układały się do miny odpowiednie do sytuacji. Reguły, które starała się opanować do perfekcji. Wyłowiła w tłumie twarz Lucjusza. Dostrzegła lekkie skinienie aprobaty. To tylko kolejne przyjęcie.

– Pięknie wyglądasz.

– Konwenans czy opinia? – spytała mężczyznę, który podał jej kieliszek.

– Tu akurat opinia, wydawało mi się, że skończyliśmy zabawę w konwenanse, pozwolę sobie zauważyć, że coraz lepiej tańczysz.

– Dziękuję, pracuję nad tym. – Pierwszy raz pozwoliła sobie na bardziej szczery uśmiech. Znów czuła się jak uczennica, która próbuje zdobyć ten upragniony „Wybitny”.

– Ale nie z nim.

– Aż tak to widać? – spojrzała na niego zaskoczona.

– Można to zauważyć, nie jesteście płynnie zgrani, a tak by było, gdybyś ćwiczyła z nim.

– Cenna uwaga, Lucjuszu, a ty nie tańczysz w ogóle czy to dziś wyjątkowa okazja?

– Jedyną kobietą z którą chciałbym zatańczyć nie jest moja żona, a to wywołałoby skandal – powiedział spokojnie, patrząc na nią mocno sugestywnie.

– Uznano by to za skandal, a zatem zostańmy tu, gdzie jesteśmy i uważaj, bo dla postronnego słuchacza jesteś niepoprawny.

– Twój rumieniec jest wart skandalu, ale masz rację, nie dolewajmy więcej oliwy do tego i tak skwierczącego paleniska plotek.

Zamilkli, w ciszy przyglądając się pozostałym gościom obecnym na przyjęciu. Hermiona co jakiś czas odmawiała tańca, tłumacząc się lekką niedyspozycją. Na pytający wzrok Lucjusza tylko dyskretnie przewróciła oczami.

– Zatańczymy? – Spojrzała zaskoczona na Draco. No tak, tego tańca nie mogła odmówić. Skinęła lekko głową i pozwoliła się prowadzić na parkiet.

– Twój ojciec mówił, że widać, że nie tańczymy razem. – powiedziała cicho.

– Powinien się zająć swoimi sprawami.

– Jesteś niesprawiedliwy.

– To temat nie na teraz – uciął dyskusję. Zacisnęła lekko usta, ale starała się dopasować do ruchów mężczyzny, by pudrować to kłamstwo, jakim było ich małżeństwo. To nie tak, że Draco źle tańczył, przeciwnie – był najlepszym tancerzem z jakim Hermiona miała dotąd do czynienia. Jej dotychczasowi partnerzy… no cóż, Victor tańczył dobrze, ale czegoś mu brakowało – tej lekkości, którą miał, latając na miotle. Harry i Ron… to był zupełnie inny temat. O ile przez lata podjęli pewne wysiłki by umieć cokolwiek zatańczyć, to do poziomu jaki prezentował Malfoy nigdy nie dotarli. Draco płynął w tańcu. Może – wpadła na pomysł – zaproponowałaby Lucjuszowi – w ostatnim momencie zorientowała się, że powinna wykonać obrót. – by poćwiczył z nią taniec. Skoro Draco umie tańczyć, Lucjusz na pewno przeszedł podobną szkołę i zdołałaby poprawić swoje umiejętności.

Poczuł nawracającą frustrację – Granger ewidentnie błądziła gdzieś myślami, zapominając, że są obserwowani i powinna się skupić na nim i a byciu młodą panią Malfoy. A w dodatku Astoria dziś też go unikała… Zastanawiał się, która z tych rzeczy drażni go bardziej, ale nie potrafił wskazać, więc przestał się skupiać na porównywaniu ich. Z Granger porozmawia, gdy wrócą do rezydencji, a z Astorią rozmówi się na najbliższym spotkaniu.

Gdy zostali zaproszeni na taras, odnalazł wzrokiem Astorię, ale szła w towarzystwie siostry. On sam podał ramię żonie i zmarszczył lekko brwi, gdy nie przyjęła jego pomocy.

– Nie bądź teatralny – wyszeptała cicho. Zajęli miejsce przy balustradzie i postarała się zignorować przyjemny dreszcz, gdy Draco objął ją ramieniem. Tak, był pociągający, tak, seks był ognisty, ale ten mężczyzna jej nie kochał… ona jego też nie. Pociągał ją… ona chyba jego też, ale to tyle. Zwykła biologia, bez uczuć, bez wzajemnej troski… która nie byłaby na pokaz.

– Szczęśliwego Nowego Roku, Hermiono – zadrżała delikatnie, gdy jego ciepły szept musnął jej ucho.

– Spełnienia marzeń, Draco – powiedziała, starając się nadać swojemu głosowi swobodny ton, ale i tak usta wykrzywił jej cyniczny uśmiech.

– Postaram się o to, zawsze dostajemy to, czego chcemy.

Wzięła głębszy oddech i skupiła się na fajerwerkach, które właśnie zaczęły rozświetlać niebo. Gdy wszyscy wkoło składali sobie kurtuazyjne życzenia i ukradkiem otarła pojedynczą łzę.

***

Pierwszy stycznia dla wielu to okres, gdy budzili się w południe po przebalowanej nocy – nierzadko z kacem i suchym gardłem. Harry właśnie przetarł zaropiałe oczy i odkaszlnął, czując palącą suchość w gardle. Ale to nie kac był jego największym problemem. Marzył właśnie o szklance wody… i kolejnej szklance whisky. To nie mogła być prawda… jego przyjaciel przecież nie zjebałby sobie tak koncertowo życia. Zszedł do kuchni po wodę i zastał tam Ginny siedzącą na krześle. Na widok męża, kobieta przesunęła w jego stronę kubek z zimną już herbatą. Wypił chciwie zawartość i odchrząknął.

– Nie mogę uwierzyć.

– Wiem, przepraszam, za dużo wypiłem – przyznał, szukając po szafkach eliksiru na ból głowy.

– Mówię o Ronie, on… on nie może nam tego zrobić.

– Obawiam się, że może… – powiedział ostrożnie Harry.

– Myślisz, że powiedział już Hermionie?

– Mam nadzieję, że nie – odpowiedział, a Ginny spojrzała na niego w szoku.

– Wyobrażasz sobie z jego taktem, jak to mówi? – spojrzał na nią, lekko unosząc brew.

– W sumie… ona też nie była subtelna…

Harry westchnął. Ginewra czasem była Weasleyem i podzielała Ronową delikatność. Lepiej będzie jak on sam powie to Hermionie. Na samą myśl o przyjaciółce i nowinie, którą miał jej przekazać poczuł jednocześnie ból głowy i silną chęć znieczulenia się whisky.

Siedział i rozpamiętywał. Każdy uśmiech znad kieliszka szampana, skrzyżowanie spojrzeń o północy. Każdy dzielący ich centymetr… Widział Astorię, coraz bardziej rumianą i coraz bardziej wkurzoną – jeśli się nie mylił Dafne ją wyprowadziła przed północą, w obawie o skandal wywołany po pijaku. On nie pił – poza symbolicznym szampanem. Już dawno przestało go bawić picie w towarzystwie. Tam musiał zachować trzeźwość umysłu i kontrolować każdy gest i każde spojrzenie – nic nie mogło ich zdradzić… Już i tak ryzykowali wiele, widzieli ich – ale akurat tej dwójce ufał. Paradoksalnie bardziej ufał Granger, choć ona nie miała nic do stracenia, a Draco będzie prawdopodobnie milczał. Ma dużo więcej do stracenia, jednocześnie wychowanie arystokraty nauczyło każdego z nich, ze informacje należy wykorzystać, gdy samemu się przy tym nie straci. Dopił ostatni łyk whisky i starał się wyrzucić z pamięci jej uśmiech, gdy tańczyła z mężem. Ta sprawa była beznadziejna. Jego uwagę przyciągnęła grupa, która przyszła do baru i zasiadła przy jednym ze stolików – dyskretnie oddalonym od baru. No tak, oni też nie lubili rozgłosu.

Powinna się domyślić, w zasadzie nie powinna być zdziwiona. Gdzieś w środku to wiedziała… ale i tak w sercu poczuła bolesne ukłucie, że ten mężczyzna, który jeszcze niedawno prosił o jej rękę teraz ogłasza swoje kolejne zaręczyny.

– Jutro to będzie pewnie w proroku – podsumowała sucho, a mały pierścionek jaki nosiła na łańcuszku zaczął jej dziwnie ciążyć.

– Nie robi to na tobie wrażenia? – zdziwił się Harry, ale odpowiedzią była tylko szklanka whisky, jaka pojawiła się magicznie przed Hermioną.

– Ma do tego prawo – powiedziała, wypijając prawie na raz bursztynowy płyn. Starała się nie myśleć, jak bardzo czekała na swój rozwód, jak bardzo kochała tamto życie, które przepadło… a teraz miał spłonąć kolejny most. – Wspominali… kiedy? – spytała, nadając głosowi spokojny ton.

Ginny za przykładem przyjaciółki zamówiła sobie drinka i na pytanie o termin pociągnęła spory łyk. Harry w milczeniu pokręcił głową. Nie powinien pić… ale tej rozmowy nie da się prowadzić na trzeźwo. Wzorem kobiet zamówił zaklęciem alkohol dla siebie.

– Na razie dał jej tylko pierścionek – powiedział Harry.

– Paskudny był – skwitowała Ginny, jakby próbując pocieszyć przyjaciółkę.

– Mi też dał pierścionek….

– No niby tak, ale wiesz, wy byliście dłużej…. – próbowała z tego wybrnąć, ale

– Powinnam mu go oddać, w końcu to po waszej babce…

– Niech spróbuje ci go zabrać – zapieniła się Ginewra. – Ta raszpla nie będzie nosiła pamiątki po mojej babce.

Nie chciał interweniować, na razie tylko i wyłącznie obserwował. Widział urocze spotkanko, ewidentnie przyszła zaraz po pracy jeszcze w tym eleganckim prawniczym wdzianku, Weasley i Potter też wyglądali jakby zjawili się tu zaraz po pracy. Wnioskując z ich min, coś się stało… z czystej ciekawości rzucił zaklęcie podsłuchujące. Przynajmniej gryfoni oderwą go od ponurych myśli i czymś się zajmie. Zamówił sobie szklankę wody na otrzeźwienie i słuchał konwersacji przy ich stoliku.

Harry pociągnął duży łyk z kufla i spojrzał trochę zamglonym wzrokiem na dziewczyny. Żadne z nich nie chciało zaakceptować tej nowiny. To było takie… abstrakcyjne.

– To straszne – czknęła Ginny.

– Mówiłaś – powiedziała żałośnie Hermiona znad kolejnej już szklanki whisky.

– Ale to straszne – uparła się Ginewra – bo ona będzie w moje…mojej rodzinie.

– Jak wyjdzie za Rona – przytaknęła Granger, opróżniając szklankę i krzywiąc się od za dużej ilości alkoholu. Nadal to do niej nie docierało, odpychała tę myśl od siebie, że oni mogą się tak związać na stałe. Chciała.. nadal gdzieś w sercu miała obraz siebie z Ronem, gdy jej nieszczęsne małżeństwo – w które została wrobiona – się skończy. Ale teraz musiała się pogodzić z faktem, że Weasley dobrowolnie klęknął przed swoją nową wybranką.

– Ciąża! – zawołała odkrywczo Ginny.

– Co? – zapytali niezbyt przytomnie pozostali przy stoliku.

– Może ona jest w ciąży – powiedziała entuzjastycznie pani Potter, a Hermiona nalała sobie więcej whisky. Ta hipoteza tylko pogorszyła jej nastrój.

– Nie jest – powiedział po chwili Harry.

– Skąd wiesz?

– Ron by mi powiedział.

– Nie wiem, co ona ma w so…sobie – jęknęła Hermiona. – czego ja nie mam.

– Jest głupia – powiedziała z przekonaniem Ginny, entuzjastycznie kiwając głową i rozlewając alkohol z kieliszka.

– Ma niezły tyłek – odpowiedział Harry.

– SŁUCHAM!? – obie jak na komendę spojrzały na niego w szoku i oburzeniu.

– No co?

– Mam dużo lepszy!

– Zgadzam się z tobą – potwierdziła Ginny.

– Pytałaś, a Ron mówił…

– RON?

– Nie sugerowałbym się zdaniem tego idioty, Granger, masz lepszy tyłek od tej pożal się aurorki, a teraz odprowadzę cię do domu.

Wszyscy spojrzeli w stronę mężczyzny, który nieproszony wciął się do rozmowy.

– Nie byłeś zaproszony, Zabini.

– Możliwe, Weasley, ale obawiam się, że jutrzejsze wydanie proroka mógłby ozdobić nagłówek o młodej pani Malfoy, która rozpacza nad swoim całkiem niezłym tyłkiem, więc Granger, pora do domu.

– Od niedawna, dzięki twojemu przyjacielowi nazywa się Malfoy – wycedziła Ginny.

– Nie są przyjaciółmi – powiedziała prawie automatycznie Hermiona.

– Granger, chodź – Blaise wyciągnął rękę w jej stronę.

– Czemu? – spojrzała na niego wyzywająco, twardo siedząc na swoim miejscu.

Mężczyzna przewrócił oczami, ale pochylił się w jej stronę tak, żeby jego usta niemal muskały jej ucho.

– Bo może mi nie wierzysz, ale nie chcę skandalu w tej rodzinie i mimo pewnych zmian, nadal lubię Draco. – Wyprostował się i ponownie wyciągnął rękę w jej stronę. Patrzyła na niego oceniająco, ale coś w jego postawie sprawiło, że podała mu rękę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo potrzebuje wsparcia, dopóki nie próbowała zrobić kroku. Otwarty rachunek w barze i trunki magicznie pojawiające się na stoliku… to nie jest dobre połączenie.

Wyszli, a ona błogosławiła silne ramię Zabiniego. Nawet nie wiedziała, jak bardzo alkohol upośledził jej zdolność chodzenia. Gdy Blaise spojrzał na nią pytająco, złapała się mocniej jego ramienia i skupiła się na tym, by nie zwrócić wypitej whisky po wylądowaniu. Z lekkim zdziwieniem zauważyła, iż nie przenieśli się przed Malfoy Manor.

– Zakładam, nie chcesz się w tym stanie pokazać Draco, chyba że się mylę, to przeniosę cię przed dwór…

– Nie, jednak doprowadzę się do porządku – powiedziała słabo i poszła z mężczyzną do dworu. Zaprowadził ją do salonu i posadził w fotelu. Po chwili miała w dłoni szklankę wody i eliksir trzeźwiący.

– Czemu mi pomagasz?

– Weasley nie jest wart ani skandalu, ani takiego sponiewierania.

– Nic nie wiesz… – zaczęła, ale eliksir powoli niwelował poziom alkoholu a wraz z nim całą tę irracjonalną wściekłość. – Pewnie masz rację, ale emocje nie są racjonalne, a to… boli.

– Tak, to jestem sobie w stanie wyobrazić.

– Czy ty mi właśnie przyznałeś rację? – spojrzała na Blaise’a w szoku .

– Nie wyobrażaj sobie za wiele, ale z waszej rozmowy wynika, że zadowolił się byle czym, więc raczej nie był ciebie wart.

Powoli wracała jasność umysłu, a za nią przyszła nieufność i podejrzenia.

– Za twoją pomoc mam milczeć?

– Granger, i tak nie zamierzałaś tego nikomu powiedzieć. – w jego głosie brzmiało rozbawienie pomieszane z politowaniem.

– Skąd wiesz?

– Bo taka nie jesteś, wasz gryfoński kompas moralny ci na to nie pozwala.

– Więc co chcesz za pomoc?

– Już powiedziałem, możesz nie wierzyć, ale naprawdę nie chcę skandalu w tej rodzinie.

Nie sądziła, by powiedział jej cokolwiek więcej. Spytała o łazienkę, a gdy poprawiła fryzurę i makijaż, podziękowała za pomoc i przeniosła się do dworu Malfoya. Mogło jej się wydawać, ale Blaise chyba naprawdę nic nie chciał za pomoc… a może ten smutek, jaki przez sekundę widziała w jego oczach to było współczucie, bo tak jak on, znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Wchodząc do dworu musiała przyznać, że ślizgoni pod maską zimnych arystokratów kryją więcej niż przypuszczała – nie zawsze są złośliwą mendą… czasem są po prostu ludźmi skrzywdzonymi przez los i tradycję… była to zdecydowanie najbardziej ludzka wersja ślizgonów, a zarazem największe odkrycie Hermiony.

Harry musiał się skupić, bez względu na to, jak bardzo żałował pijaństwa w sylwestra i dzień później, to musiał teraz w największym noworocznym rozgardiaszu popodrzucać odpowiednim ludziom odpowiednie arkusze. Gdy trafią podpisane z powrotem na jego biurko, grzecznie zabierze ich teczki z archiwum i pozostawi pod pieczą aurorów jako tajne. Nie żeby tego wymagały, po prostu lepiej dmuchać na zimne.

To teraz biorę się za CBK – pora go dokończyć, a potem nowy rozdział JP – XOXO Alex

5 myśli w temacie “Jeden Podpis XXXVII

  1. laurie16 pisze:

    Czuję się lekko oderwana od tego, co było wcześniej. Mimo to cieszę się, że ten rozdział tu trafił, bo cisza w temacie niepokoiła coraz bardziej. Chwilowo jestem usatysfakcjonowana. Wolnych chwil na pisanie życzę.

  2. Dom_woskowych_slow pisze:

    Jej, nowy rozdział i to w majóweczkę!! Elegancko. Bardzo ciekawie się rozpoczął ten rozdział i właściwie jestem ciekawa jak to się potoczy. Brakuję mi tylko od kilku rozdziałów z Draco i Hermioną, które wznieciłyby ogień w moim sercu, ale wierzę, że doczekam się ich wkrótce. Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału i historii w jaki sposób potoczy się los.. o dziwo Astorii Greengrass.
    Z pozdrowieniami, Natalia

  3. Dom_woskowych_slow pisze:

    muszę się nawrócić ponieważ możliwe, że w zły sposób ujęłam mój wcześniejszy komentarz.. Jak coś ja kocham ten zimny dystans między Draco i Hermioną i chwała Ci za to, że nie robisz tego opowiadania słodko pierdzącego!!! Chodziło mi po prostu oto, że uwielbiam fire, taki mocny akcent w tym dramione jakie były w sumie wcześniej! Niekoniecznie jakiś romantyczny 😀 mam nadzieje, że zrozumiesz o co mi chodzi bo jakoś ciężko mi ująć to słowami teraz. Buziaki ;))

    • Alex pisze:

      tak, wiem o co chodzi, bez obaw… tak, trochę tego ognia teraz będzie… w końcu emocje jakie się nagromadziły muszą mieć jakieś ujście, nieprawdaż?
      Buziaki
      A.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.