Czarny i biały król cz. 12

Śledzie, fladry i łososie – jeśli takowe się tu znajdują… na morza dnie, na morza dnie… widać, że nadmiar pracy szkodzi – więc uciekam z mojego miasta, a przed wyjazdem wrzucam to, co obiecałam.

Dziękuję W. za sprawdzenie tego rozdziału i poprawę tych rzeczy, na które ja nie miałam pomysłu – za każdy błąd w pierwszym dniu W nie ponosi odpowiedzialności – zostało dopisane przeze mnie z zeszytu – to co, widzimy się w piatek?

Przypominam, komentarze karmią wenę

7 maja

„Szanowny Panie Malfoy, po zapoznaniu się z nadesłanymi przez pana dokumentami…” – Nie, nie zniesie tego na trzeźwo. Wstał i nalał sobie whisky do szklanki. Przywykł do sztywnej prawniczej mowy, nawet miał z nią do czynienia na co dzień w ministerstwie, ale ta konkretna dotyczyła drażliwej kwestii związku. Wielu rzeczy przez lata zazdrościł Potterowi, wiele zazdrościł Granger… w szkole to uczucie podsycane było przez idiotyczne bujdy o czystości krwi i jego zranioną dumę. Ale obecnie zazdrościł Granger jednego. Jej związek z Weasleyem był prosty, a gdy się skończył, podjęli decyzję o rozwodzie i poszli to sfinalizować w sądzie. Dopił whisky i wrócił za biurko, biorąc do ręki kontrakt i odpowiedź prawnika. Wygladało na to, że Dafne nei ma zamiaru odpuścić, a wtedy dojdzie do publicznego prania brudów. Zgodnie z zapisami – przypieczętowanymi jego nastoletnim podpisem – musiał udowodnić winę tej drugiej strony. Wstał i podszedł do okna, przeczesując nerwowym gestem włosy. Nie chciał tego, nie bardzo też miał do tego środki, sąd nie patrzył przychylnie na wspomnienia, a serum prawdy wywołałoby za dużo kontrowersji i mogło spowodować zbyt wiele pytań – a niektórych informacji nie zamierzał ujawniać.

Miał nadzieję, że załatwią to dyskretnie, ale Dafne obstaje przy pomyśle wspólnej przyszłości, grając skruszoną. Lekki uśmiech wykrzywił jego wargi – jeśli ujawni nawet plotki o romansie, zjebie to związek Blaise’a – a jeśli uda mu się udowodnić niewierność Dafne, to właśnie Zabini będzie musiał utrzymywać swoją kochankę… do momentu znalezienia przez nią kandydata na męża. Dafne będzie grała pokrzywdzoną niewinność – to jest jej na rękę, najważniejszym pytaniem było obecnie to, po czyjej stronie stanie Pansy i Theo. Gdyby zeznawali na jego korzyść, miałby szanse na wygraną i pogrążenie Zabiniego i Greengrassów. Jednak Blaise prawdopodobnie nabierze wody w usta i jeśli nie zostanie zmuszony, by zająć się Dafne, spróbuje umyć ręce i się od tego odciąć. Pozostawał jeszcze skrzat, ale choć był bezpośrednim świadkiem wszystkiego, to raczej jego zeznania są bez wartości.

Westchnął i sięgnął po butelkę – musi to przemyśleć i dobrze rozegrać, a gdy już się od tego gówna uwolni, to nigdy więcej żadnego kontraktu.

8 maja

Harry wracał spokojnie z zakupami, gdy raptem zamarł, widząc, kto siedzi na schodach prowadzących do jego domu.

– Malfoy, czym sobie zasłużyłem? – spytał, podchodząc.

– Musimy porozmawiać, Potter.

– Wydaje mi się, że wyjaśniliście sobie wszystko z Hermioną.

– Nie wszystko, dlatego mi pomożesz.

– Malfoy, zjebałeś po całości, nie wiem, czy nawet sam Dumbledore by ci pomógł.

– W przeciwieństwie do niego ty żyjesz – podsumował Draco, wchodząc za nim do domu.

Harry spokojnie podał zakupy skrzatowi, który wylewnie przywitał Malfoya.

– Nie pamiętam, bym cię zapraszał – powiedział, patrząc na intruza, gdy skrzat udał się już do kuchni.

– Ja za to pamiętam, że chcesz szczęścia Granger, więc przynajmniej to mamy wspólne.

– Na balu i po nim nie wyglądała na szczęśliwą, jeśli chcesz znać moje zdanie, więc odpierdol się od niej.

– Musiałem przyjść z Dafne, a teraz ty pomożesz mi odzyskać Granger. – Słysząc to, Harry prychnął.

– Niby czemu?

– Bo wiesz, że mogę ją uszczęśliwić – Harry starał się to przyjąć spokojnie, ale czuł, że Malfoy nie jest do końca szczery. Nie chodziło mu o to, a raczej nie tylko o to, żeby Hermiona była szczęśliwa… jemu zależało na niej. Gdy to sobie uświadomił, prawie się uśmiechnął. Ślizgon, który przychodzi po pomoc do gryfona– musiało mu naprawdę cholernie zależeć.

– Najpierw mi to wyjaśnisz. – Harry słuchał, gdy Malfoy niechętnie ale wprowadzał go w niuanse niechcianego związku z Dafne, a potem zadał mu tylko jedno, ale dla niego najistotniejsze pytanie. – To jaki masz plan?

15 maja

Kolejna kolacja z Severusem. Tym razem postawiła na ołówkową spódnice i koszulkę na ramiączkach, oczywiście na wierzch narzucona marynarka dodająca odpowiedniej powagi. Zamierzała zamknąć rozdział o nazwisku Malfoy. Nigdy więcej kłamstw i niedomówień. W relacji z byłym profesorem jej nadzieje na cokolwiek więcej dawno zostały pogrzebane, to była zwykła akademicka znajomość. Nie miała chwilowo ochoty rozważać czegokolwiek więcej, wystarczyła jej stabilna i aseksualna znajomość z kimś, kto podziwia jej umysł i w pewnym stopniu szanuje ją jako człowieka. Weszła do restauracji i tak jak ostatnio za każdym razem została poprowadzona do stolika, który zajął Severus.

– Miejsce jak zawsze wyjątkowe – skomplementowała, zajmując wskazane krzesło.

– Dopasowane do okoliczności – odpowiedział, a ona już nawet nie próbowała dopatrywać się w tym kolejnego dna. To była ich gra, rozpoczęcie wieczoru, a znajomość opierała się na książkach. Zbyt boleśnie jeszcze czuła odejście Draco, by rozważać czyjekolwiek słowa pod względem kolejnego możliwego związku.

– Więc mamy wyjątkowe okoliczności. – Podała mu książkę i zabrała się za studiowanie menu, nieświadoma czarnych tęczówek, które wyłapywały każdą różnice w jej zachowaniu.

– Stało się coś?

Gdy spojrzała na niego zaskoczona, on ku jej zdumieniu wydawał się tak samo zaskoczony zadanym przez siebie pytaniem.

– Nie, nic się nie stało, wybrałeś już coś? – Kłamstwa przychodziły gładko. Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie samej wypłakującej się na ramieniu Severusa Snape’a i skarżącej się na niewierność ślizgonów – tak, jasne, pewnie by jeszcze pochwalił jego zachowanie. Usta zadrżały jej w hamowanym uśmiechu, ale szybko ukryła się za menu restauracji.

Widział, że coś się nie stało, ale mimowolnie, gdy zaprzeczyła, poczuł ulgę. Nie wiedział, czy potrafiłby ją pocieszyć, nie mówiąc już o tym, że zupełnie nie wiedziałby co zrobić, gdyby, nie daj Merlinie, się rozpłakała – prawie wzdrygnął się na samą myśl o tym. Jeśli Severus czegoś nienawidził to przede wszystkim głupich uczniów – zaraz za nimi były płaczące nastolatki. Jednak Granger… Granger już dawno przestała być nastolatką. Sam nie bardzo wiedział, co zrobić z tym faktem, dlatego bardzo ostrożnie i pełen obaw próbował płynąć z prądem tej znajomości, głęboko skrywając przed wszystkimi – a najbardziej przed sobą – swoje własne uczucia. Nie był ślepy, widział, że coś ją trapi, ale jakaś jego część cieszyła się, że ona nie próbuje go zmieniać i nie zaczyna wypłakiwać mu się w ramię.

– To co tym razem nie jest zgodne z tym, co myślisz? – spytał.

– Mam kilka wątpliwości, bo cytując Flemingę Burzliwą, to powinno iść w tę stronę, a nie idzie. – Severus uśmiechnął się lekko, a ona kontynuowała. – Wnioski, jakie wysnuwa autor są dla mnie absurdalne. To nie powinno reagować…

Nawet nie ukrywał tego przed sobą, że czekał na te spotkania, że kupił lepsze pergaminy i sprawdzał, czy ma gotowe szaty na wyjście i czy na pewno odwołał wszystkie zajęcia. Biada uczniom, którzy w ten dzień mieli szlaban, w ten jeden wieczór Filch miał doskonałą uciechę, bo dostawał pozwolenie na wszelkie możliwe kary cielesne i dręczenie psychiczne uczniów. Severus chciał mieć ten dzień wolny.

– To całkiem normalna reakcja, ale żeby to zrozumieć, musiałabyś to zobaczyć.

– Zobaczyć? – spytała, a widelec zastygł w połowie drogi do ust.

– Czy ja się muszę powtarzać? – żachnął się Severus.

– Nie, nie musisz – zaprzeczyła szybko. – Ale nie dostanę zgody na przeprowadzenie takich eksperymentów w szpitalnym laboratorium.

– Całe szczęście moja pracownia nie jest w szpitalnym laboratorium – przyznał z lekkim rozbawieniem. Widelec znieruchomiał tym razem w drodze z ust do talerza. Czekał, aż przetrawi tę informację, ale jej zamieranie było nawet zabawne, jak zatrzymywanie filmu w kolejnych momentach.

Na początku zamarła, słysząc jego sugestię… znaczy w ustach każdego innego mężczyzny to byłaby sugestia. To ją szybko sprowadziło na ziemię. Tak, z nim nie należy sobie za dużo wyobrażać, każdy inny mężczyzna rozwijałby relację, a każda kolejna kolacja zbliżałaby ich do siebie – ale Severus nie był jak każdy inny. On miał swoje warunki, a skoro ma tak grać…

– Na twoje szczęście, masz własną pracownię– odcięła się. – Do której nie wpuszczasz uczniów.

Och, oczywiście. Zrozumiała. Tak, Severus jest mistrzem eliksirów. Tak, czasem działał w imię nauki, nie do końca zważając na bezpieczeństwo, ale był to pewnego rodzaju przywilej, że mógł sprawdzać każdą, nawet najbardziej szaloną teorię. Ona w szpitalu nie miała czasu i miejsca na eksperymenty. Już  i tak wystarczająco dużo czasu zabierało dopasowanie podstawowych eliksirów, nie mówiąc o szczegółowej personalizacji mikstury dla danego pacjenta.

– Jest to dobrze umotywowane, w mojej pracowni są cenne i niebezpieczne składniki i eliksiry.

– Co nadal sprowadza się do tego, że ja nie przeprowadzę tego eksperymentu.

– Ty nie jesteś już uczniem – powiedział spokojnie.

– Zaraz zacznę uważać, że to zaproszenie. – Czuła, że przekracza jakąś granicę, jakby, sama w to nie wierzyła, ale to wyglądało, jakby wpuszczał ją dalej, pozwalał jej się zbliżyć.

– Bez tego ciężko ci będzie zrozumieć – podsumował spokojnie, starając się nadać temu możliwie obojętny i nonszalancki ton.

Usta wygięły jej się w mimowolnym uśmiechu, nie była tylko świadoma tego, że jej oczy również błyszczą szczęściem, ale obserwował to uważnie mężczyzna, który miał nadzieję, że nie pożałuje tego, że otworzy przed nią drzwi.

18 maja

– Jak to wychodzisz? – Harry patrzył na nią zaskoczony.

– Normalnie, Severus zaprosił mnie do pracowni – wyjaśniła, kończąc sałatkę. W zasadzie było jej trochę wszystko jedno, co zje. Nie chciała tylko, by po kilku godzinach w pracowni, podczas spotkania z byłym profesorem zaczęło jej żenująco burczeć w brzuchu. Chyba zapadłaby się ze wstydu. Sama nie wiedziała gdzie – bo technicznie rzecz biorąc będzie pod ziemią w lochach, ale znając jej żenujące wpadki, pozostawała jej tylko komnata tajemnic, by zapaść się tam do końca jej marnych dni.

– Ale do jakiej pracowni?

– Harry, mistrz eliksirów posiada własną pracownię.

– Ja tam zapraszam kobiety do domu, a nie do pracowni, ale skoro go to kręci… – zakpił, za co uderzyła go w ramię.

– Weź przestań, dla niego to czysta nauka, a ja nie chcę stracić takiej okazji.

– A co z Malfoyem?

– A co ma być? To skończone, nie pcham się w trójkąty – powiedziała stanowczo.

– Przecież mówiłaś, że on chce to skończyć… – przerwała mu prychnięciem.

– Wcześniej mówił, że z nią zerwał i jest wolny, widzisz pewną różnicę miedzy „singiel” a „w separacji”?

– Każdy zasługuje, żeby sobie… eee ułożyć życie – tłumaczył kulawo Harry, sam widząc beznadziejność tej sytuacji.

– Ja też, Harry… a poza tym, co ty go tak bronisz? Podobno chciałeś, żeby mnie uszczęśliwił i co?

– Bo wiem, że gdybym go teraz przeklął i wysłał na twój oddział, to byś mnie znienawidziła – powiedział z rozbrajającą szczerością i obserwował, jak powoli ulatuje z niej wściekłość, a jej miejsce zajmuje bezbrzeżny smutek.

– Nie wiem, co mam zrobić, Harry, staram się iść do przodu i naprawdę cię proszę, nie utrudniaj mi tego. – Spojrzała na niego z takim smutkiem, że oddałby każde galeony Ronowi, gdyby tylko Snape mógł to zaleczyć. Tylko czy kąśliwy mistrz eliksirów na to wystarczy?

Prawie żałowała, że nie mogła wejść swobodnie na teren szkoły, ale wiedziała, że w Hogwarcie nie ma czegoś takiego jak tajemnica, a jej obecność w zamku i zejście do lochów zostałoby natychmiast zauważone. Namówienie Severusa by połączył swój kominek z kominkiem na Grimmauld Place graniczyło z cudem, ale podobno w szkole dokonali kilku cudów i rzeczy niemożliwych. O jego zgodzie głównie przesądziło to, że ona sama nie miała w mieszkaniu kominka, by korzystać z sieci fiuu.

Czekał na nią, zdenerwowany bardziej niż przed pierwszym spotkaniem. Po raz pierwszy mieli się widzieć u niego. W jego pracowni. Nikogo przez lata nie dopuszczał tak blisko siebie, a ona bez trudu pokonywała każdą kolejną barierę. Kazał skrzatom posprzątać salon i sam dopilnował porządku w pracowni. Posortował ponownie wszystkie składniki, a od kilku dni uczniowie w ramach szlabanów czyścili każdy zakamarek klasy, składziku i jego prywatnego gabinetu – miało być idealnie.

Gdy wyszła z kominka i zdjęła pelerynę, którą on kulturalnie oczyścił z sadzy zaklęciem, bez słowa pokazał jej drzwi pracowni.

– Nic tu się nie zmieniło… prawie nic.

– A porównujesz do stanu…

– Sprzed lat, chyba na szóstym roku miałam tu jeden ze szlabanów, oczywiście z Harrym i Ronem.

– Od waszych czasów poprawiłem ochronę moich cennych składników – powiedział, a ona mimowolnie się zarumieniła.

Długo się sprzeczali, długo dyskutowali – na tyle zapamiętale, że nie zauważyła, kiedy zegar wybił północ – on w międzyczasie otworzył butelkę wina i nalał im do kieliszków – wyjaśniając całą reakcję chemiczną, usiedli w jego gabinecie na wyczarowanych przez niego fotelach – bardzo starała się nie pokazać zawodu, ze nie przeszli do jego prywatnych kwater. Gdy spojrzała na zegar, zamarła – przecież przed chwilą wskazywał ledwie dwudziestą, a teraz wskazówka nieubłaganie dobiegała do drugiej w nocy.

– Severusie, wybacz, zasiedziałam się.

– Najwyraźniej.

– To twoja wina, jesteś doskonałym rozmówcą – odcięła się i z satysfakcją obserwowała najpierw zaskoczenie, a potem ten cień rumieńca i zakłopotanie mistrza eliksirów

– Zdajesz sobie sprawę, że twoje zachowanie wskazuje na ciężkie uszkodzenie mózgu?

– Mózgu?  – zdziwiła się – Bo dostrzegam, że jesteś wybitnie inteligentny i stanowisz dla mnie partnera do rozmowy? Chyba że pijesz do tego, że każdy gryfon ma uszkodzony mózg, ale wtedy nie spędziłbyś ze mną tyle czasu, prawda? – odstawiła kieliszek na stolik. – Dobrej nocy, Severusie, dziękuję za ten wieczór.

Gdy zniknęła Severus długo patrzył w kominek. Dopuścił ją tak blisko siebie… była tutaj i chyba dzięki niej spędził jeden z milszych wieczorów. Rozmawiali i pili wspólnie wino – kolekcjonował te wspomnienia, jak najcenniejsze skarby. Otrząsnął się z letargu i poszedł się umyć – bardzo starał się nie myśleć o tym, że w jego łazience mogłaby znaleźć się butelka jej perfum. Na urodziny zrobi dla niej flakonik perfum – z tym postanowieniem szedł spać. Starał się nie dopuszczać do siebie myśli, że jest żałosny w swoim uczuciu.

4 myśli w temacie “Czarny i biały król cz. 12

  1. laurie16 pisze:

    Jestem zaintrygowana kierunkiem, w którym to wszystko prowadzisz. Nie spodziewałam się, że w tym momencie poruszysz kwestię ewentualnych uczuć Snape’a, ale nadaje to rumieńców całości. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

  2. Kropka pisze:

    Zastanawiam się, dlaczego Malfoy zamiast zbudować uroczą kładkę, kopie metro🤔Severus w swojej łazience woli jej perfumy, zamiast żelu pod prysznic🤔i czy „bitwa” o Draco między Dafne a Ginny wywołałaby na jej ustach choć cień uśmiechu?

  3. Stracholudek pisze:

    Czytałam to opowiadanie po raz pierwszy raz jeszcze przed wojną… I tych rozdziałów jeszcze nie było… A muszę przyznać, że zmieniły w moim myśleniu wszystko. Naprawdę nie przepadam za Sevmione, (Draco to mój typ po prostu) ale w Twoim opowiadaniu kibicuję profesorowi. Za całokształt.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.